Jeszcze
całkiem niedawno w naszym kraju toczyła się burzliwa debata między
zwolennikami i przeciwnikami uboju rytualnego. Część z nas zapewne
pamięta także aferę dotyczącą pewnej sieci sklepów, która
oferowała prosiaki w całości. Zdumiewające, jak często oburzamy
się na widok tego, co oczywiste. Nawiązuję do tych wydarzeń, bo
dzisiejszy wpis poświęcony będzie kuchni ekstremalnej. Bynajmniej
nie ze względu na smak czy aromat, ale na zręczność i koordynację
ruchową serwowanych „dań”. Grunt to świeżość, a
przechowywane w zamrażarce zwłoki do świeżych należeć nie będą.
Oto przed Wami najpopularniejsi uciekinierzy, których możecie
poznać na stołach całego świata.
Do
miłośników mocnych wrażeń bez wątpienia należą Koreańczycy.
Jedną ze specjalności Azjatów stanowi sannakji, czyli surowe danie
złożone z żywych ośmiorniczek. W kontekście wschodniej kuchni
nie jest to wyrafinowana potrawa. Zwierzęta krojone są na krótkie
paski, a każdy kawałek sunie po talerzu jeszcze przez kilka minut
po podaniu. Jeżeli jakimś cudem udaje się go chwycić za pomocą
pałeczek, tak czy siak istnieje duża szansa na przyczepienie się
do podniebienia jedzącego. Smakoszom polecamy wersję hard, czyli
spojrzenie w oczy ośmiornicy, a następnie zjedzenie jej w całości.
Jeżeli przeciwnik nie zdąży przyssać się do ścian przełyku,
możecie poczuć się zwycięzcami. Do końca nie wiadomo, dlaczego
Koreańczycy twierdzą, że tylko żywa ośmiornica dodaje siły i
wigoru. Być może są zwolennikami oszczędzania czasu.
Przenoszenie
zwyczajów ludzi do królestwa zwierząt to z kolei chińska recepta
na smaczną (przynajmniej w ich mniemaniu) potrawę. Pijane krewetki
to przysmak znany w państwie środka od wieków. Jego przygotowanie
należy do banalnie prostych. Wystarczy do naczynia z żywymi
krewetkami dolać tradycyjnej chińskiej wódki, a następnie
odczekać odpowiednią ilość czasu aż nasi mali przyjaciele stracą
„czujność”. Problem w tym, że zapach trunku do przyjemnych nie
należy. Subtelna nuta zmywacza do paznokci w połączeniu z
wykwintnym bukietem chemii gospodarczej powodują odruch wymiotny
przed przystąpieniem do degustacji. Istnieje bardziej wysublimowany
sposób podawania pijanych krewetek. Zgodnie z nim zanurzamy je w
samej wódce bez dodatku wody, a następnie ją podpalamy. Po
kilkunastu sekundach danie jest gotowe do spożycia.
Nadal
znajdujemy się w Azji. Skoro ludzie lubią ganiać za ośmiornicami
(na szczęście tylko po talerzu), upijać niewinne krewetki, to
jedzenie ogłuszonej i wypatroszonej ryby „póki ciepła” nie
powinno już nikogo dziwić. Japońska sztuka kulinarna, mimo że
dużo bardziej zbliżona do europejskiej w porównaniu z jej
zachodnimi sąsiadami, wciąż spędza nam sen z powiek. Ikuzukuri to
prawdziwa ozdoba serwowanych dań. Bez kucharza o dużych
umiejętnościach zbyt wiele w tej materii nie osiągniemy. O
wszystkim decyduje pierwsze uderzenie. Szef kuchni musi uderzyć rybę
w taki sposób, by jej nie zabić. Następnie pozbawia ją łusek,
rozcina, patroszy, a w jej wnętrzu umieszcza właściwą,
przygotowaną wcześniej przekąskę. Zwierzę przez kilka minut po
wybudzeniu próbuje zaczerpnąć powietrza, aż w końcu traci
resztki sił.
Chińczycy,
znani z najbardziej humanitarnych metod obróbki żywności, również
mają swój sposób na przepyszną rybę. Pochodząca z Taiwanu ying
yang fish jest smażona żywcem i podawana z sosem słodko-kwaśnym.
Zdrapywanie łusek, rozcinanie brzucha za pomocą nożyczek i
rutynowe patroszenie kończy się zanurzaniem w tryskającym,
głębokim oleju. Czas ma tutaj ogromne znaczenie, ponieważ ryba na
talerzu musi się ruszać. Najlepsi kucharze przyrządzają danie w
niecałe 2 minuty!
Na
koniec zostawiłam trochę mniej kontrowersyjny eksperyment, a
mianowicie pochodzący z Sardynii ser casu marzu. Jest to ser owczy,
znany z gnieżdżących się w nim larw much, które wywołują
fermentację i nadają mu pożądanego smaku. Na pierwszy rzut oka
ser wygląda zwyczajnie. Dopiero, gdy dokładnie przyjrzymy się
naszemu smakołykowi, możemy dostrzec małe, pełzające, białe
stworzonka. Jeżeli są one martwe, oznacza to, iż ser zaczął
wydzielać toksyny i jest niezdatny do spożycia. Kluczowa sprawa –
chętnym do skosztowania potrawy zaleca się zakładanie okularów,
ponieważ larwy skaczą w górę nawet na 15 centymetrów i mogą
uszkodzić oczy. Dlatego też popijanie casu marzu mocnym winem jest
bardzo wskazane.
Smacznego!
:)
Bardzo ciekawy wpis. Człowiek uczy się przez całe życie i smakuje różnorakich potraw. Pozdrawiam!: )
OdpowiedzUsuńo matko.. chyba nie dałabym rady tknąć ani jednej rzeczy..
OdpowiedzUsuńAle bardzo lubię Wasze wpisy, zawsze coś nowego, coś co watro zapamiętać :)
Akurat byłam głodna i kusiło mi,żeby coś zjeść o tej porze,ale po przeczytaniu wpisu jakoś mi przeszło:)
OdpowiedzUsuńOstatnio oglądałam program jak właśnie Polacy w Azji próbowali żywych ośmiorniczek, sama raczej bym się na to nie odważyła aż mnie ciarki przechodzą na samą myśl o przysaniu się ośmiorniczki do mojego podniebienia uuuuuf...
OdpowiedzUsuńJa jednak tradycjonalistką jestem i trudno mnie przekonać do pewnych smaków :)
OdpowiedzUsuńbrrr, chyba jednak nie podzielam gustu pewnych nacji ;)
OdpowiedzUsuńJeśc mi się odechciało po przeczytaniu tego. Choc wpis bardzo ciekawy i zawiera wiele fajnych informacji. :)
OdpowiedzUsuńZywe osmiorniczki, duszace sie ryby i pelzajace serki... to raczej nie sa moje smaczki. Jednak,co kraj to obyczaj i choc osobiscie nie podobaja mi sie tego rodzaju eksperymenty,to post jest naprawde bardzo interesujacy, pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńNiezły hardcore ;)
OdpowiedzUsuńNiestety zupełnie nie moje klimaty... ;)
OdpowiedzUsuńwww.brulionspadochroniarza.pl