Z przyjemnością przedstawiamy wywiad z naszą zaprzyjaźnioną bloggerką z Norwegii. Patrycja
udzieliła nam wyczerpujących i ciekawych informacji na temat
tamtejszej kuchni. Po więcej przepisów zapraszamy na jej bloga A gdyby tak..., na którym z pewnością znajdziecie coś dla siebie. :)
Kiedy po raz pierwszy zetknęłaś się
z kuchnią norweską?
Po raz pierwszy miałam do
czynienia z Norwegią "na własnej skórze" w 2005 roku.
Pamiętam swoją pierwszą, bardzo popularną i nieskomplikowaną
przekąskę - pølse i lompe, czyli parówkę w naleśniku z mąki
ziemniaczanej. Ponieważ nigdy nie przepadałam za mięsem ten
wynalazek nie przypadł mi do gustu, ale niestety nie mogłam odmówić
zjedzenia go do końca, przez grzeczność dla gospodarza domu. :) Pierwszym prawdziwie norweskim daniem było pieczone mięso z
renifera.
Czy miałaś okazję poznać jakieś potrawy przed
wyjazdem do Norwegii?
Potrawy niespecjalnie, ale produkty
owszem. Kiedy tata przyjeżdżał do domu po kilku tygodniach pobytu
w Norwegii zawsze przywoził nam coś dobrego - zazwyczaj ryby i
czekoladę. :) Pamiętam wielkie, mrożone łososie laks'y i ørret'y,
które były potem pieczone zawsze w ten sam sposób - z koperkiem i
sokiem cytrynowym. Było też mięso z łosia i wspomnianego
wcześniej renifera.
Dlaczego kuchnia norweska nie przypadła
ci zbytnio do gustu?
Nie jestem miłośniczką mięsa.
Tradycyjna kuchnia norweska obfituje w potrawy z wieprzowiny,
baraniny, jagnięciny, oczywiście obok ryb i owoców morza. W moim
menu przeważają warzywa, kasze, ryż i nabiał, trudno mi znaleźć
wspólny mianownik z norweską tradycją. Mam w niej swoje ulubione
potrawy, jednak są to głównie desery jak rømmegrøt czy risgrøt
- rodzaj owsianki ze śmietaną, mąką, masłem i mlekiem (można
również użyć ryżu) doprawiany cukrem i cynamonem. Tłuste,
słodkie i pożywne. :)
Dostrzegasz jakieś elementy podobne
pomiędzy tym, co jedzą na co dzień Norwegowie, a naszymi
potrawami?
Codzienna kuchnia norweska nie jest
tak bardzo zdrowa, jak może się wydawać po lekturze książek i
artykułów, nie jada się tu tylko ryb, krewetek i knekkebrød -
ciemnego, chrupkiego pieczywa. W tej tradycyjnej, podobnie jak u nas
jest dużo mięsa, ziemniaków i chleba. Jednak ostatnie
dziesięciolecia, w których fale imigrantów z różnych zakątków
świata osiedliły się w Norwegii sprawiły, że i kuchnia zaczęła
powoli się zmieniać pod wpływem obcych zwyczajów.
Coraz
bardziej upodabnia się ona do zachodnich, kontynentalnych nawyków-
gotowe dania, coraz częściej je się poza domem i posiłki te
nierzadko wybierane z szerokiej oferty punktów typu "fast-food",
spora konsumpcja słodyczy (wydaje mi się, że nawet więcej niż w
Polsce)... Spożycie ryb i owoców morza jest zdecydowanie wyższe
niż u nas, częściowo wynika to z tradycji a z drugiej strony nie
są to produkty drogie- jak na norweskie warunki. Przeciętnemu
Kowalskiemu raczej nie po drodze z krewetkami na co dzień.
Poza
tym w Norwegii często je się w systemie śniadanie - lunch - późna
obiadokolacja. To drugie często je się w miejscu pracy, wiele
zakładów pracy prowadzi "kantyny", w których w czasie
długiej przerwy śniadaniowe dostają posiłek w formie zimnego lub
ciepłego bufetu.
Norwedzy wydają mi się przywiązani do swoich
własnych rytuałów i tradycji, jeśli chodzi o kuchnię, na
przykład do gotowania dań zgodnie z porami roku. Typową potrawą
jesienną na przykład jest får i kål- czyli baranina w kapuście,
którą w tym roku sama robiłam, pierwszy raz w życiu. Banalnie
prosta potrawa a domownicy byli zachwyceni.
Czy Norwegowie
lubią spędzać czas w kuchni czy też częściej jadają w
restauracjach?
Gotowanie nie jest może ich
wielką, narodową pasją tak jak uprawianie sportu czy wycieczki na
łono przyrody, ale wydaje mi się, że przyrządzanie jedzenia
samemu zaczyna nabierać innego wymiaru. Telewizyjne programy,
najrozmaitsze książki kucharskie i doświadczenie przywiezione z
podróży zagranicznych (z jakiegoś powodu Skandynawowie upodobali
sobie bardzo takie egzotyczne kraje jak Tajlandia) sprawiają, że
gotowanie staje się po prostu modne.
Do restauracji często
chadza się z chęci spędzenia miło czasu z rodziną czy znajomymi,
na przykład w wolną od pracy niedzielę, choć i w tygodniu takie
lokale nie świecą pustkami. Teraz, w okresie przedświątecznym
popularne jest organizowanie wigilii pracowniczych, tak zwanych
julebord'ów w wynajętych restauracjach właśnie.
Czym różni
się kuchnia świąteczna Norwegów od kuchni codziennej?
Widzę więcej podobieństw niż
różnic. Jest nią na przykład prostota w przygotowywaniu dań, ale
w dalszym ciągu króluje w niej mięso. Można też zauważyć silną
regionalizację. Jeśli chodzi o potrawy wigilijne to na południu,
gdzie mieszkam, główną rolę odgrywają pieczone żeberka i białe
kiełbaski. Wzdłuż zachodniego wybrzeża je się gotowanego dorsza.
Na wschodzie również jedzą żeberka, ale jagnięce. Na północy,
oczywiście, mięso z renifera.
Skandynawia znana jest z
przysmaków trudnych do przyswojenia dla przeciętnego Europejczyka.
Próbowałaś może blodpuddingu, surstrommingu lub innej lokalnej
specjalności, która zrobiła na tobie wrażenie?
Spróbowanie blodpudding'u było
dla mnie koszmarem, tym bardziej, że został podany tradycyjnie -
podsmażony i posypany cukrem. Jadłam za to suszone mięso z
renifera i o dziwo smakowało mi, pocięte na cieniutkie plasterki
przypominało czipsy. Wiele razy widziałam w sklepie lutefisk, czyli
mięso z dorsza moczone w żrącym ługu. Nie odważyłam się jednak
kupić...
Czy zauważyłaś jakieś różnice między tym, co
ludzie jedzą w miastach, a tym, co jada się w mniejszych
miejscowościach? Czy menu jest bardziej jednolite?
Nie wydaje mi się, żeby te menu
różniły się znacznie.
Norwegia postrzegana jest jako kraj
bardzo zamożny. Czy w mentalności mieszkańców półwyspu istnieją
kulinarne wyznaczniki pozycji społecznej? Innymi słowy, czy w
Norwegii znane są potrawy uznawane za luksusowe, których spożywanie
wiąże się z pewnym prestiżem społecznym?
O to pytałam kilku znajomych, ale
tylko dziwnie na mnie patrzyli dając wymijające odpowiedzi więc
chyba zrezygnuję z odpowiedzi na to pytanie :).
Czy kuchnia
polska jest popularna w Norwegii? Jeśli tak, to z jakich dań
jesteśmy najbardziej znani?
Osobiście nie znam niestety
żadnego Norwega, który mógłby pochwalić się znajomością
polskiej kuchni poza pojedynczymi produktami takimi jak pierogi
(Norwedzy mają też swój sposób na to danie, ich pierogi są
pieczone i większe od naszych, przypominają mi trochę calzone) czy
kiełbasa. W niektórych dużych marketach można dostać polskie
produkty, takie jak kapusta kiszona, ogórki czy gotowe dania w
słoiczkach, ale kupują je raczej Polacy niż Norwedzy.
Czy
Norwegowie przywiązują szczególną uwagę do tego, co jedzą?
To zależy. Zdrowy tryb życia,
regularne uprawianie sportu i rozsądna dieta to domena wielu
Norwegów, przeważnie tych młodszych generacji 20-sto, 30-sto i
40-sto latków. Wpajanie dobrych nawyków żywieniowych jest też
częścią edukacji dzieci. Bywa, że rodzic dający maluchowi do
przedszkola kanapki z białego pieczywa jest upominany przez
przedszkolanki, że nie jest ono zdrowe. Z drugiej strony bary z
pizzą, tłustym kebabem i chińszczyzną są bardzo popularne i
wiele osób
stołuje się w takich miejscach nawet kilka razy w
tygodniu.
Jakie ciasta są popularne w Norwegii? Czy odgrywają
taką rolę jak w Polsce, tzn. czy są np. nieodłącznym elementem
spotkań rodzinnych?
Owszem, powiedziałabym nawet
więcej bowiem "coś słodkiego" powinno być nieodłączną
częścią kaffepause, czyli przerwy na kawę w pracy.
Najpopularniejsze są chyba cynamonowe bułeczki drożdżowe,
zawijane jak ślimaczki- kanelboller i pierniczki. Wiele jest ciast z
dodatkiem marcepanu czy bitej śmietany lub kremów na bazie masła.
Wszystkie norweskie ciasta, których kiedykolwiek próbowałam w
cukierniach czy kawiarniach zawsze wydawały mi się za słodkie, a
mam dużą tolerancję, jeśli o to chodzi :). Ciasto marchewkowe jest
bardzo popularne i trochę przypomina nasz piernik. Pracowałam
pewien czas w kawiarni i dało się zauważyć, że ostatnimi czasy
muffiny, donaty i croissanty są tak samo często zamawiane jak
typowe drożdżówki z cynamonem. Co się tyczy wypieków drożdżowych
w ogóle- od polskich różnią się głównie tym, że są dość
słabo wypieczone i nieco glinowane. Dotyczy to zarówno ciast, jak i
chleba.
Co Norwegowie piją w czasie posiłków? Jak zapatrują
się na ograniczenia związane ze sprzedażą alkoholu?
Pije się... wodę. Oczywiste,
prawda? Co ciekawe ta woda to zwykła "kranówka", która
jest tutaj tak dobra, że czasem mam wątpliwości, czym napełnić
dzbanek przed obiadem. Do śniadania często podawane jest mleko i
kawa. Kawa jest w ogóle osobnym tematem. Pije się jej tu bardzo
dużo. Pod względem spożycia tego napoju Norwegia jest w ścisłej
czołówce, zaraz po Finlandii, a 1200 wypitych rocznie filiżanek
kawy przez jedną osobę daje pewien obraz tutejszego uwielbienia
tego napoju. To kolejna tradycja, do której ciężko mi się
przyzwyczaić, ponieważ podawana kawa z ekspresu przelewowego
zazwyczaj jest czarna i gorzka. Co prawda coraz bardziej popularne są
kawy z dodatkami, latte, caffe creme itp. jednak tradycyjna pani domu
zawsze poda kawę z ekspresu, lub termosu i coś słodkiego na
ząb.
Alkohol jest osobnym, bardzo obszernym tematem. Nie stroni
się tu od niego i jest dość drogi, a trunki mocniejsze od piwa
sprzedawane są tylko w specjalnych sklepach monopolowych - Vinmonopolet. Najpopularniejsze jest piwo, a przy większych
okazjach, jak zbliżające się święta, na pewno poleje się narodowy trunek Norwegów- akvavit (wódka kminkowa o mocy 40-45 %, przyp. red.)
Mieszkańcy Skandynawii
słyną z zamiłowania do potraw poddawanych jak najmniejszej obróbce
cieplnej. Czy to tylko stereotyp, czy też rzeczywiście dużą rolę
odgrywa surowe mięso z dodatkami sosów, ziół i innych dodatków?
Nie miałam jeszcze sytuacji, w
której widziałabym jedzenie czegoś bardziej surowego od wędzonego
łososia i lutefisk więc wydaje mi się to mitem.
W takim razie pytanie o przyprawy, jakie z nich królują na norweskich stołach?
Przyprawy korzenne jak cynamon,
goździki (popularne są śledzie na słodko w korzennej zalewie),
szczypiorek, kmin, bazylia... Często korzysta się tu z gotowych
mieszanek przypraw.
Czy znasz jakieś przyprawy, dodatki,
składniki itp. dostępne w Norwegii, ale nieznane w naszej kuchni?
Nie widziałam nigdy w polskim
sklepie popularnych tutaj "suszków" typu purée
ziemniaczanego do zalania wrzątkiem czy czerwonej i białej kapusty
w kartoniku. Czymś, co kiedyś bardzo lubiłam, a nie spotkałam nigdy
w Polsce jest fiskepudding- rodzaj puddingu z mięsa białych ryb,
mleka i mąki.