Kulig i karnawałowe najazdy

Eco Vital przedstawiciel handlowy„Kulig to zabawa jeszcze od Popiela, ma za cel, by każdemu zalała gardziela.” - tak w XVIII wieku pisano na łamach czasopisma redagowanego przez biskupa Ignacego Krasickiego. Kilka dni temu rozpoczął się karnawał – dziś czas wzmożonej zabawy i częstszych imprezowych wypadów, niegdyś okres pijacko-kuligowych hulanek organizowanych przez szlachtę. Mimo iż niektóre elementy tradycji zostały zachowane do dzisiaj, nasz sposób świętowania nieco różni się od wcześniej uprawianego.

Karnawał zawdzięcza swoją nazwę łacińsko-włoskiemu określeniu „carnavale”, co oznacza „rozstanie z mięsem”. Nawiązuje ona także do rzymskiego stwierdzenia określającego bogato ozdobiony rydwan boga Dionizosa, który pojawiał się najczęściej w trakcie powitania wiosny. W średniowiecznej Polsce wystawiano karnawałowe uczty i bale, podczas których na stołach królowały potrawy obfite w tłuszcz i różnego rodzaju mięsa. Szlachtę wyśmiewano za poszukiwanie kolejnych pretekstów do wcielania w życie swoich zapędów. Najpopularniejsze, szczególnie wśród tych niższych warstw, były kuligi, znane chociażby z sienkiewiczowskiego „Potopu”. Nieszczęśnicy, którzy „dostąpili zaszczytu” obcowania z najeźdźcami, byli zobowiązani ich ugościć i zapewnić strawę tak długo, jak tylko w spiżarni zalegały jeszcze jakiekolwiek zapasy. Po spustoszeniu domowych magazynów towarzystwo siodłało konie i pędziło do kolejnego domu. Hulanki trwały od święta Trzech Króli aż do Środy Popielcowej, najbardziej intensywnie balowano natomiast od tłustego czwartku do zakończenia karnawału. Tydzień przed Wielkim Postem, inaczej zwany „diabelskimi dniami” wcale jednak nie upływał pod znakiem pączków. Zamiast nich możni zajadali się flakami, kiełbasą i słoniną, popijając wszystko litrami piwa lub wódki, nierzadko wypijanej z jednego kielicha krążącego po całej sali. Dziś z całego „tłustego tygodnia” został nam tylko czwartek. Skąd wziął się pączek na polskim stole? 

Eco Vital pracaPolscy cukiernicy od XVII wieku słynęli ze smacznych i wyjątkowych wypieków. Pączki stały się naszym znakiem rozpoznawczym i były powszechnie dostępne. Pieczono je wówczas z ciasta chlebowego, nadziewano słoniną i smażono w głębokim smalcu. Rewolucja nastąpiła wraz z przybyciem wybitnych francuskich kucharzy, którzy zmodyfikowali popularne łakocie, nadając im dzisiejszego kształtu. Pączki stały się pulchne, słodkie i rozciągliwe, w przeciwieństwie do swoich poprzedników, które były tak twarde, że szlachcice nabijali sobie nimi siniaki pod oczami. Francuskie tradycje nie dotarły jednak na wszystkie stoły i wśród warstw chłopskich nadal ludzie zajadali się ciastem w wersji ze słoniną. Uczty urozmaicały także racuchy, bliny i „pampuchy”, czyli smażone na tłuszczu drożdżowe placki. W bogatszych rejonach kraju jedzono również gruszki smażone w cukrze oraz migdały serwowane jako dodatek do różnego rodzaju słodkości. Rozmach towarzyszący ówczesnemu świętowaniu trudno było później powtórzyć. Przybywający do Rzeczypospolitej goście twierdzili, że Polakom bardziej zależy na wystawności stołów niż na samym smaku potraw. Serwowano m. in. bigos z kapustą, barszcz, cielęcinę oraz baraninę z czosnkiem. Pomijając fakt, że potrawy składały się przede wszystkim z mięsa, nigdy wcześniej w polskiej kuchni nie używano tak szerokiej gamy przypraw. Pieprz, szafran, miód, cukier, imbir, goździki i gałka muszkatołowa na stałe zagościły w naszych przepisach.
Eco Vital naczynia 3 generacji
Chęci do zabawy szlachcie odmówić nie wolno. Uczestnicy całodziennych i całonocnych libacji nie znali żadnych zahamowań. Przebrani za Cyganów, Żydów czy też żebraków przemierzali wsie tańcząc i głośno przy tym śpiewając. Gdy nieuchronnie zbliżała się Środa Popielcowa, przywdziewano także szaty księdza i prawiono żartobliwe kazania. Następnie zwoływano trybunał, który miał za zadanie skazać śmierć na ścięcie mieczem. Ten symboliczny rytuał kończył się wypuszczeniem czarnego kota, będącego uosobieniem jej złej duszy. Tego dnia zabawy trwały do samego końca.

6 komentarzy:

  1. Pączków nie lubię (chyba jedyne ciacho, którego nie trawię), ale piszę się na taką pijacko-kuligową hulankę! :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Pączki uwielbiam i jeszcze faworki :) W karnawale smakują najlepiej :)
    No i ja też chętnie na taką pijacko-kuligową zabawę się piszę!
    www.brulionspadochroniarza.pl

    OdpowiedzUsuń
  3. Lubię pączki, faworków jeszcze nie jadłam, ale w tym roku planuje je zrobić po raz pierwszy :) Ja też się zapisuję na taką zabawę :P

    OdpowiedzUsuń
  4. Teraz trudno o naprawdę dobre pączki. Uwielbiam je i już się oblizuje na tłusty czwartek

    OdpowiedzUsuń
  5. kuligi! Cudowne przeżycie ;) chociaż kojarzę go z jazdą na sankach.. :D
    Co mam wybrać? Fawooorkiii :D

    OdpowiedzUsuń
  6. Miło mi poinformować Cię, że nominowałam Twój blog do Liebster Blog Award. Po szczegóły zapraszam do www.kuchniaukrysi.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń