
Karnawał zawdzięcza
swoją nazwę łacińsko-włoskiemu określeniu „carnavale”, co
oznacza „rozstanie z mięsem”. Nawiązuje ona także do
rzymskiego stwierdzenia określającego bogato ozdobiony rydwan boga
Dionizosa, który pojawiał się najczęściej w trakcie powitania
wiosny. W średniowiecznej Polsce wystawiano karnawałowe uczty i
bale, podczas których na stołach królowały potrawy obfite w
tłuszcz i różnego rodzaju mięsa. Szlachtę wyśmiewano za
poszukiwanie kolejnych pretekstów do wcielania w życie swoich
zapędów. Najpopularniejsze, szczególnie wśród tych niższych
warstw, były kuligi, znane chociażby z sienkiewiczowskiego
„Potopu”. Nieszczęśnicy, którzy „dostąpili zaszczytu”
obcowania z najeźdźcami, byli zobowiązani ich ugościć i zapewnić
strawę tak długo, jak tylko w spiżarni zalegały jeszcze
jakiekolwiek zapasy. Po spustoszeniu domowych magazynów towarzystwo
siodłało konie i pędziło do kolejnego domu. Hulanki trwały od
święta Trzech Króli aż do Środy Popielcowej, najbardziej
intensywnie balowano natomiast od tłustego czwartku do zakończenia
karnawału. Tydzień przed Wielkim Postem, inaczej zwany „diabelskimi
dniami” wcale jednak nie upływał pod znakiem pączków. Zamiast
nich możni zajadali się flakami, kiełbasą i słoniną, popijając
wszystko litrami piwa lub wódki, nierzadko wypijanej z jednego
kielicha krążącego po całej sali. Dziś z całego „tłustego
tygodnia” został nam tylko czwartek. Skąd wziął się pączek na
polskim stole?
Chęci do zabawy
szlachcie odmówić nie wolno. Uczestnicy całodziennych i
całonocnych libacji nie znali żadnych zahamowań. Przebrani za
Cyganów, Żydów czy też żebraków przemierzali wsie tańcząc i
głośno przy tym śpiewając. Gdy nieuchronnie zbliżała się Środa
Popielcowa, przywdziewano także szaty księdza i prawiono żartobliwe
kazania. Następnie zwoływano trybunał, który miał za zadanie
skazać śmierć na ścięcie mieczem. Ten symboliczny rytuał
kończył się wypuszczeniem czarnego kota, będącego uosobieniem
jej złej duszy. Tego dnia zabawy trwały do samego końca.
6 komentarze: